poniedziałek, 26 maja 2014

ROZDZIAŁ 10

(...) -Chłopie... będzie dobrze... zobaczysz...- czyj to głos? A co najważniejsze... czyja to ręka klepie mnie w pocieszającym geście po plecach?! Przecież doktor Grover stoi koło Lau i ją bada. Eee... jak on stoi tam... to kto stoi za mną?! Starłem słone łzy z policzków, po czym podniosłem się z klęczek. Spojrzałem na tą osobę... Mojej miny określić słowami na pewno się nie dało...
A..a..ale jak? Ja.. jakim cudem?
- Pan Marano? - zapytałem oszołomiony jego obecnością.
- Tak, przecież nie mógłbym zostawić mojej jedynej córeczki - powiedział spokojnie, ale z widocznym smutkiem - Rozwodzę się z Kate ( mama Lau ) jak ona mogła tak potraktować Laurę. Wybacz mi za to co powiedziałem.
- Nie wiem czy powinien pan mnie przepraszać. Powinien pan raczej przeprosić Lau......- nie dokończyłem bo z sali wyszedł lekarz. - I co z nią?! - zapytałem niespokojnie.
- Wszystko na razie jest dobrze, ciąża nie jest zagrożona i rozwija się prawidłowo, ale to najprawdopodobniej z się stało na tle nerwowym. Ona jest w ciąży, nie może się denerwować - powiedział lekarz.
- Tak, dobrze, rozumiem, dopilnuję tego - powiedziałem - Mogę do niej wejść?
- Proszę wejdź, tylko ostrzegam... Ona jest tak trochę zdołowana tym wszystkim, więc proszę rozmawiać z nią spokojnie. Zaraz przyniosę wypis - powiedział doktor, i ruszył do lekarskiego, a ja odwróciłem się do ojca mojej Lau.
- Wejdzie pan ze mną? - zapytałem.
- Nie, ty powinieneś wejść sam - powiedział i klepnął mnie przyjacielsko w plecy, już miałem wchodzić, ale jeszcze - I nie mów do mnie pan, tylko Sam ( ojciec Lau ).
- Dobrze.......Sam - powiedziałem trochę niepewnie i wszedłem do sali mojej ukochanej........
Moim oczom ukazała się drobna brunetka. Siedziała w pozycji pół leżącej na łóżku. Jej wzrok utkwiony był w jednym punkcie. Podążyłem za jej wzrokiem. Okno. To w nie Lau się tak wpatrywała. Zamknąłem za sobą cichutko drzwi.
-Wiesz co Ross? - na dźwięk jej głosu, znieruchomiałem. Myślałem że ona nie wie że tu jestem. Przecież nawet mnie nie zobaczyła. To jak ona...? -Czasami zastanawiam się czy to wszystko ma jakikolwiek sens. - zmieszany słowami dziewczyny ruszyłem powoli w stronę jej łóżka. Złapałem jej bladą, maleńką dłoń w moją. Jaka ona jest krucha... Lau nie odrywając wzroku od krajobrazu za oknem lekko przesunęła się, aby zrobić mi miejsce. Usiadłem po jej lewej stronie.
-Co masz dokładnie na myśli? - spytałem drżącym głosem. Matko!? Co ta dziewczyna ze mnie robi!?
-To..- wzięła głęboki oddech - To nie powinno się nigdy stać. Jesteśmy z innych światów i... - zaniepokojony jej słowami przerwałem jej.
-Żałujesz...? Żałujesz tej nocy i tego... co się między nami wydarzyło? - mój głos nie był ostry. On tylko zdradzał mój niepokój i niepewność. Lau oderwała wzrok od okna i spojrzała na mnie. Jej oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. -Lau... - wyszeptałem po czym przyciągnąłem ją do siebie. Delikatnie objąłem jednym ramieniem dziewczynę w tali. Zaś drugą dłonią przeczesywałem jej faliste kasztanowe włosy. -Dlaczego masz wątpliwości? Przecież wiesz, że cię kocham. Was kocham. - dodałem po chwili.
-Ross... nie o to chodzi...- urwała łkając w moją koszulkę.
-To mi wytłumacz. Proszę... I przestań płakać - jak na zawołanie dziewczynie polało się jeszcze więcej łez.
-Chodzi o to, że... że.. To nie mało być tak.. - moje oczy ledwo trzymały się w oczodołach.
-Jak to? Nie rozumiem. - coraz bardziej bałem się gdzie ta konwersacja może nas doprowadzić.
-Nie zrozum mnie źle... ale ja nie miałam wyboru... Z jednej strony ten stary, samotny dziad, a z drugiej nachalny kobieciarz. Co ja miałam zrobić?! Nie miałam zasranego wyboru! - na końcu podniosła głos.
-Jaki samotny kobieciarz?! I jaki nachalny dziad? - z przerażenia język zaczął mi się plątać. -Błagam, powiedz wprost, bo nic nie rozumiem.
-Musiałam ci się w końcu dać przelecieć, żeby nie mieć ślubu z tym dziadem! Błagam nie miej mi tego za złe, ale to już dla mnie za dużo!- szczęka mi opadła. Po prostu mnie zatkało. Nie potrafiłem wymówić ani jednego słowa. -Ciągle się do mnie dobierałeś, a matka chciała mnie wydać w ręce jakiegoś starego typa, który chciał bym była tylko przez niego, tylko i wyłącznie przez niego rozdziewiczona.. I wtedy wpadłam na pewien pomysł. Polegał on na tym, aby stracić z tobą dziewictwo jednocześnie wywijając się z małżeństwa. Ale wszystko poszło wspak! Zamiast się od ciebie oddalić.. jeszcze bardziej przybliżyłam, a do tego mamy dziecko! Ja mam przecież tylko 15 lat! Co ze szkołą?! - biadoliła rozpaczliwie, a ja stałem jak słup soli i nie wiedziałem co zrobić.
- Ale....ale....jak.....co? Jak mogłaś?! - krzyknąłem nagle.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że to się tak skończy - powiedziała nadal załamana.
- Jezu, to ja miałem cię przelecieć i rzucić, a nie ty mnie - mówiłem już spokojnym tonem, a ona na mnie spojrzała i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co powiedziałem.
- Lau.......nie chodziło mi o to teraz ja cię kocham ale.........- nie dała mi dokończyć.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć!!!! Wyjdź i nie wracaj!!!!!!!! Nienawidzę cię!!!!!!! - krzyczała na cały szpital - A dziecka nie zobaczysz, sama je wychowam!!!! - warknęła na koniec, a ja poczułem jak moje nogi uginają się pode mną. Gdybym się nie podparł o ścianę, jestem pewien że zaliczyłbym glebę.
-Lau... błagam... - zacząłem lecz ta odwróciła się ode mnie, poświęcając całą swoją uwagę widokowi za oknem, a jednocześnie mnie ignorując. -Lau... - ponowiłem próbę, lecz ta mi przerwała.
-Nie. Mów. Do. Mnie. Lau.- mówiła już o wiele spokojniejszym głosem -Wszystko co było między nami skończone.- mimo że jej słowa raniły mnie jedno po drugim starałem się myśleć racjonalnie.
-A gdzie zamieszkasz? Przecież....
-Wyjdź!!! - wrzasnęła jak jeszcze nigdy. Spuściłem głowę i zrobiłem tak jak kazała... wyszedłem ze szpitala...


*Oczami Laury*
Zaraz po jego wyjściu sięgnęłam do torebki po moją komórkę. Wystukałam pospiesznie zaufany numer na klawiaturce, po czym przyłożyłam komórkę do ucha. Zdążyło minąć kilka sygnałów zanim odebrała...
~Grace?
~Lau!? Co się stało!?
~Jestem w szpitalu...
~W... w szpitalu!? Co się stało!?
~Spokojnie... Wszystko jest w porządku...
~Ale...
~Proszę cię Grace... Żadnych zbędnych pytań. Chciałam się ciebie tylko zapytać czy mogłabym u ciebie zamieszkać na parę dni...
~Ale to oczywiste przecież.. ale co się stało z tobą i...
~Błagam przestań...
~No dobrze... zaraz przyjadę z bratem po ciebie.
~Dziękuję...


Hejcia kochani!!!! Przepraszam dzisiaj nie jestem w stanie pisać notki, ponieważ śmieję się jak opętana :) Oddaję głos Patataciastko:**
                                                                                                         #Wiktoria Lynch#


Pokemonek oddał mi głos...wow xD
Tak więc... powracając do tematu... ale przecież nie było żadnego...
No nie ważne. Odbija mi. Wybaczcie. Mam nadzieje że rozdzialik się podoba. Pisajcie swe opinie :D
Macie ochotę...to wpadać:
 http://story-of-two-amazing-people.blogspot.com/
                                                                                                         Patataciastko:**



1 komentarz:

  1. Rozdział bombowy xD
    Dawać nexta, bo nie mogę doczekać się, co bd dalej xD

    OdpowiedzUsuń