wtorek, 27 maja 2014

HEJKA!!!!

Słuchajcie kochani!!!!! Mam dla was wiadomość. Rozdziały będą się pojawiać rzadziej ponieważ...............Jestem w ciąży. Stało się co zrobić. Nie rezygnuję z prowadzenia bloga, tylko będę mniej pisać niż dotychczas. Przepraszam.
                                                                                                          #Wiktoria Lynch#
Co ja mogę dodać od siebie...? Hm... na pewno nic mądrego...
Rozdziały będą rzadko, ale będą. Obiecujemy.
Co do wiadomości..szok był.. nie przeczę.
Kończąc, życzę mojemu pokemonkowi zdrowia i siły... psychicznej jak i fizycznej.
                                                                                                            Patataciastko:**

poniedziałek, 26 maja 2014

ROZDZIAŁ 10

(...) -Chłopie... będzie dobrze... zobaczysz...- czyj to głos? A co najważniejsze... czyja to ręka klepie mnie w pocieszającym geście po plecach?! Przecież doktor Grover stoi koło Lau i ją bada. Eee... jak on stoi tam... to kto stoi za mną?! Starłem słone łzy z policzków, po czym podniosłem się z klęczek. Spojrzałem na tą osobę... Mojej miny określić słowami na pewno się nie dało...
A..a..ale jak? Ja.. jakim cudem?
- Pan Marano? - zapytałem oszołomiony jego obecnością.
- Tak, przecież nie mógłbym zostawić mojej jedynej córeczki - powiedział spokojnie, ale z widocznym smutkiem - Rozwodzę się z Kate ( mama Lau ) jak ona mogła tak potraktować Laurę. Wybacz mi za to co powiedziałem.
- Nie wiem czy powinien pan mnie przepraszać. Powinien pan raczej przeprosić Lau......- nie dokończyłem bo z sali wyszedł lekarz. - I co z nią?! - zapytałem niespokojnie.
- Wszystko na razie jest dobrze, ciąża nie jest zagrożona i rozwija się prawidłowo, ale to najprawdopodobniej z się stało na tle nerwowym. Ona jest w ciąży, nie może się denerwować - powiedział lekarz.
- Tak, dobrze, rozumiem, dopilnuję tego - powiedziałem - Mogę do niej wejść?
- Proszę wejdź, tylko ostrzegam... Ona jest tak trochę zdołowana tym wszystkim, więc proszę rozmawiać z nią spokojnie. Zaraz przyniosę wypis - powiedział doktor, i ruszył do lekarskiego, a ja odwróciłem się do ojca mojej Lau.
- Wejdzie pan ze mną? - zapytałem.
- Nie, ty powinieneś wejść sam - powiedział i klepnął mnie przyjacielsko w plecy, już miałem wchodzić, ale jeszcze - I nie mów do mnie pan, tylko Sam ( ojciec Lau ).
- Dobrze.......Sam - powiedziałem trochę niepewnie i wszedłem do sali mojej ukochanej........
Moim oczom ukazała się drobna brunetka. Siedziała w pozycji pół leżącej na łóżku. Jej wzrok utkwiony był w jednym punkcie. Podążyłem za jej wzrokiem. Okno. To w nie Lau się tak wpatrywała. Zamknąłem za sobą cichutko drzwi.
-Wiesz co Ross? - na dźwięk jej głosu, znieruchomiałem. Myślałem że ona nie wie że tu jestem. Przecież nawet mnie nie zobaczyła. To jak ona...? -Czasami zastanawiam się czy to wszystko ma jakikolwiek sens. - zmieszany słowami dziewczyny ruszyłem powoli w stronę jej łóżka. Złapałem jej bladą, maleńką dłoń w moją. Jaka ona jest krucha... Lau nie odrywając wzroku od krajobrazu za oknem lekko przesunęła się, aby zrobić mi miejsce. Usiadłem po jej lewej stronie.
-Co masz dokładnie na myśli? - spytałem drżącym głosem. Matko!? Co ta dziewczyna ze mnie robi!?
-To..- wzięła głęboki oddech - To nie powinno się nigdy stać. Jesteśmy z innych światów i... - zaniepokojony jej słowami przerwałem jej.
-Żałujesz...? Żałujesz tej nocy i tego... co się między nami wydarzyło? - mój głos nie był ostry. On tylko zdradzał mój niepokój i niepewność. Lau oderwała wzrok od okna i spojrzała na mnie. Jej oczy były czerwone i opuchnięte od płaczu. -Lau... - wyszeptałem po czym przyciągnąłem ją do siebie. Delikatnie objąłem jednym ramieniem dziewczynę w tali. Zaś drugą dłonią przeczesywałem jej faliste kasztanowe włosy. -Dlaczego masz wątpliwości? Przecież wiesz, że cię kocham. Was kocham. - dodałem po chwili.
-Ross... nie o to chodzi...- urwała łkając w moją koszulkę.
-To mi wytłumacz. Proszę... I przestań płakać - jak na zawołanie dziewczynie polało się jeszcze więcej łez.
-Chodzi o to, że... że.. To nie mało być tak.. - moje oczy ledwo trzymały się w oczodołach.
-Jak to? Nie rozumiem. - coraz bardziej bałem się gdzie ta konwersacja może nas doprowadzić.
-Nie zrozum mnie źle... ale ja nie miałam wyboru... Z jednej strony ten stary, samotny dziad, a z drugiej nachalny kobieciarz. Co ja miałam zrobić?! Nie miałam zasranego wyboru! - na końcu podniosła głos.
-Jaki samotny kobieciarz?! I jaki nachalny dziad? - z przerażenia język zaczął mi się plątać. -Błagam, powiedz wprost, bo nic nie rozumiem.
-Musiałam ci się w końcu dać przelecieć, żeby nie mieć ślubu z tym dziadem! Błagam nie miej mi tego za złe, ale to już dla mnie za dużo!- szczęka mi opadła. Po prostu mnie zatkało. Nie potrafiłem wymówić ani jednego słowa. -Ciągle się do mnie dobierałeś, a matka chciała mnie wydać w ręce jakiegoś starego typa, który chciał bym była tylko przez niego, tylko i wyłącznie przez niego rozdziewiczona.. I wtedy wpadłam na pewien pomysł. Polegał on na tym, aby stracić z tobą dziewictwo jednocześnie wywijając się z małżeństwa. Ale wszystko poszło wspak! Zamiast się od ciebie oddalić.. jeszcze bardziej przybliżyłam, a do tego mamy dziecko! Ja mam przecież tylko 15 lat! Co ze szkołą?! - biadoliła rozpaczliwie, a ja stałem jak słup soli i nie wiedziałem co zrobić.
- Ale....ale....jak.....co? Jak mogłaś?! - krzyknąłem nagle.
- Przepraszam, nie wiedziałam, że to się tak skończy - powiedziała nadal załamana.
- Jezu, to ja miałem cię przelecieć i rzucić, a nie ty mnie - mówiłem już spokojnym tonem, a ona na mnie spojrzała i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie co powiedziałem.
- Lau.......nie chodziło mi o to teraz ja cię kocham ale.........- nie dała mi dokończyć.
- Nie chcę cię nigdy więcej widzieć!!!! Wyjdź i nie wracaj!!!!!!!! Nienawidzę cię!!!!!!! - krzyczała na cały szpital - A dziecka nie zobaczysz, sama je wychowam!!!! - warknęła na koniec, a ja poczułem jak moje nogi uginają się pode mną. Gdybym się nie podparł o ścianę, jestem pewien że zaliczyłbym glebę.
-Lau... błagam... - zacząłem lecz ta odwróciła się ode mnie, poświęcając całą swoją uwagę widokowi za oknem, a jednocześnie mnie ignorując. -Lau... - ponowiłem próbę, lecz ta mi przerwała.
-Nie. Mów. Do. Mnie. Lau.- mówiła już o wiele spokojniejszym głosem -Wszystko co było między nami skończone.- mimo że jej słowa raniły mnie jedno po drugim starałem się myśleć racjonalnie.
-A gdzie zamieszkasz? Przecież....
-Wyjdź!!! - wrzasnęła jak jeszcze nigdy. Spuściłem głowę i zrobiłem tak jak kazała... wyszedłem ze szpitala...


*Oczami Laury*
Zaraz po jego wyjściu sięgnęłam do torebki po moją komórkę. Wystukałam pospiesznie zaufany numer na klawiaturce, po czym przyłożyłam komórkę do ucha. Zdążyło minąć kilka sygnałów zanim odebrała...
~Grace?
~Lau!? Co się stało!?
~Jestem w szpitalu...
~W... w szpitalu!? Co się stało!?
~Spokojnie... Wszystko jest w porządku...
~Ale...
~Proszę cię Grace... Żadnych zbędnych pytań. Chciałam się ciebie tylko zapytać czy mogłabym u ciebie zamieszkać na parę dni...
~Ale to oczywiste przecież.. ale co się stało z tobą i...
~Błagam przestań...
~No dobrze... zaraz przyjadę z bratem po ciebie.
~Dziękuję...


Hejcia kochani!!!! Przepraszam dzisiaj nie jestem w stanie pisać notki, ponieważ śmieję się jak opętana :) Oddaję głos Patataciastko:**
                                                                                                         #Wiktoria Lynch#


Pokemonek oddał mi głos...wow xD
Tak więc... powracając do tematu... ale przecież nie było żadnego...
No nie ważne. Odbija mi. Wybaczcie. Mam nadzieje że rozdzialik się podoba. Pisajcie swe opinie :D
Macie ochotę...to wpadać:
 http://story-of-two-amazing-people.blogspot.com/
                                                                                                         Patataciastko:**



sobota, 24 maja 2014

HEJCIA KOCHANI!!!!!

Hejka, tu #Wiktoria Lynch#, albo jak mówi na mnie Patata Ciastko:* Pokemonek:*. Chcę wam powiedzieć, że założyłam nowego bloga, mam nadzieję, że go odwiedzicie, i będziecie komentować :) Oto on: klik Kocham was <3
                                                                                                        #Wiktoria Lynch#

sobota, 17 maja 2014

HEJA!!!!

Heja kochani, przepraszam, że na razie nie ma rozdziału, ale już się piszę, mam do was wielką prośbę. Bo jest dziewczyna która prowadzi niesamowitego bloga, ale niestety nikt go nie czyta :( Ja kocham tego bloga, i mam nadzieję, że wejdziecie na niego i skomentujecie. Tu macie linka: http://opwiadaniaorossielynchuir5.blogspot.com/ Proszę komentujcie go!!!!! Kocham was ♥♥♥
                                                           
                                                                                            #Wiktoria Lynch#

wtorek, 13 maja 2014

ROZDZIAŁ 9

I wtedy się zaczęło... Pijany Jake zaczął okładać mnie swoimi łapskami. Tsaa... okładać... gdyby mnie jeszcze nimi trafił. Patrzyłem litościwym wzrokiem na niego, tak około dziesięciu sekund. Gdy już się w końcu zmęczył, zarzuciło nim lekko. Wprost na kant szafki, ale na szczęście w porę go złapałem.
- I po co ci to było chłopie? - zapytałem z ironią w głosie.
- Bo ja nie pozwolę, żeby zamieszkała tu jakaś lafirynda, po tym jak zrobiłeś jej dziecko!!! - krzyknął wyswobadzając się z mojego uścisku - A co z Lau?! Z nią też będziesz miał dziecko, to ona powinna tu zamieszkać!!! Przecież tak bardzo ci na niej zależało! - krzyczał dalej wymachując energicznie rękoma.
- Ale to właśnie Lau będzie tu mieszkać, to ona jest tą dziewczyną!!! - warknąłem na niego. Chłopak zmrużył brwi i patrzył na mnie intensywnie. Pewnie jego zapity móżdżek nie ogarnia tego wszystkiego. Po chwili niepewności na jego ustach pojawił się szczery uśmiech.
-Lau? Tą dziewczyną jest Lau? Zostanę wujkiem? - majaczył z wielkim bananem na twarzy. Przewróciłem oczami. I właśnie w tym momencie podskoczyli do nas pozostali domownicy.
-Ale jak ty to sobie wyobrażasz? - syknęła Maia.
- Normalnie - odpowiedziałem spokojnie.
- Ale ty się na ojca nie nadajesz!!! - krzyknęła - Ten bachor zniszczy ci życie - powiedziała, a ja się porządnie wkurwiłem. Nie będzie mi szmata obrażać potomka!
- To nie jest bachor, tylko moje dziecko! Ile razy mam ci to powtarzać!!! - wykrzyczałem jej w twarz.
- Zamknij się Maia, Ja chcę być wujkiem!!! - dołączył się Jake, nadal szczerząc się z ogromnym uśmiechem.
- No właśnie! Ja też - dopowiedział Mike - A ty nie chcesz być ciocią?
- Nie, nie chcę!!! - wykrzyknęła i wybiegła z salonu, w którym się znajdowaliśmy.

*Oczami Lau*
Słyszałam same doniosłe wrzaski. A co jeśli przeze mnie wyrzucą Ross'a z domu? Co jeżeli wszyscy skończymy na ulicy? A co z dzieckiem...?
-Ty dziwko! Co ty tu jeszcze robisz!? - gwałtownie odwróciłam głowę w stronę, z której wydobywał się niesamowicie piskliwy i nieprzyjemny głos. Moim oczom ukazała się obca dziewczyna. Jej brązowe, pofalowane włosy opadały zmysłowo na ramiona. Oczy płynęły żywą kawą, a w nich dostrzegłam żarzące się iskierki. Nie radości czy miłości... tak jak u Ross'a. Tylko wściekłości, a wręcz furii. Zlękniona skuliłam się lekko, gdy zaczęła do mnie podchodzić. - Pytam się ciebie! Co ty tu jeszcze robisz?! Wypierdalaj stąd! - Darła się w nieba głosy. Przez moje zaszklone oczy już nic nie widziałam. Kompletnie.
- Zostaw ją w spokoju!!!! - nagle znikąd pojawił się Ross.
- Bo co?! - krzyczała dalej Maia.
- Bo to moja dziewczyna, i po drugie jest w ciąży i nie może się denerwować!!!! - Ross także krzyczał. Kiedy oni się kłócili mnie nagle zaczął boleć brzuch, ale oni tego nie zauważyli. Po chwili była tylko ciemność.

*Oczami Rossa*
Kłóciłem się z Maią, gdy nagle zaważyłem, że Lau leży na ziemi nieprzytomna. W moim gardle pojawiła się gula, przez co nie potrafiłem się wydrzeć na Maię, że to jej wina. A zresztą i tak już spieprzyła dziwka jedna. Bez słowa podbiegłem do Laury. Podłożyłem dłoń pod jej kark. Przyłożyłem głowę do jej klatki piersiowej, aby sprawdzić czyjej serce bije...Bije czyli żyje!! Tylko co ja mam teraz zrobić?! Przecież na motorze nie dam rady jej zawieść, a pogotowie do tej niebezpiecznej części miasta nie dojedzie. Nie ma bata.
-Stary...- usłyszałem głos Jake'e. Kiedy on się tu znalazł? -Zawiózłbym was, ale po pijaku raczej nie da rady... Ty weź mój samochód. - powiedział na jednym tchu rzucając we mnie kluczykami do swojego nowego audi. Spojrzałem na niego z wdzięcznością. Energicznie podniosłem się z klęczek i wziąłem Lau na ręce. Była leciutka niczym piórko, a wyglądała tak niewinnie...
- Nie martw się skarbie, zaraz będziesz w szpitalu, wszystko będzie dobrze - mówiłem do niej spokojnie kiedy byliśmy w drodze. Jednak moje serce waliło jak oszalałe, a ręce drżały z przerażenia. Co jeśli coś im się stanie!? Co jeśli mojej małej Lau i mojemu małemu słoneczku coś zagraża? Do jasnej cholery!! Dlaczego zawsze musi się coś stać?! Naprawdę mi na nich zależy. Jak na nikim innym... No nie wliczając Jake'a i Mike'a, bo Mai to nawet nie liczę do znajomych! Od dzisiaj jest dla mnie skończonym zerem! Nikim! Jak ona mogła tak potraktować Lau?! To ja zawsze dbałem o nią jak o siostrę i przygarnąłem, a ona tak mi się odwdzięcza! Nie rozumiem jej i nawet nie chcę!
Zanim zdążyłem się obejrzeć, dojechaliśmy na miejsce. Zaparkowałem niedaleko wejścia, po czym jak oszalały wyleciałem z samochodu. Podniosłem ostrożnie dziewczynę, leżącą na tylnych siedzeniach i wyjąłem z samochodu. Miała nadal zamknięte oczy...
-Ratujcie ją ktoś!! Niech ktoś pomoże!!!- darłem się biegnąc z dziewczyną na rękach przez korytarz pełen ludzi. Niespodziewanie zza zakrętu wyłonił się lekarz prowadzący ciążę Laury. Jak mu było... Gra... Gru...Gro... Grover! Tak, doktor Grover!
-Proszę pana!- zawołałem, aby mógł mnie zauważyć, jak i rozpoznać. -Doktorze Grover!! Tutaj!! - lekarz gdy tylko mnie ujrzał uśmiechnął się lekko. Lecz po chwili jego uśmiech znikł tak szybko, jak i się pojawił. Zakasał swój biały kitel i podbiegł do mnie.
-Co jej jest?! Coś ty jej zrobił?! - warknął na mnie zły, a jednocześnie zaspokojony stanem swojej młodej pacjentki. Ruchem ręki pokazał mi, że mam podążyć za nim. Szliśmy i szliśmy, a droga do jakiejkolwiek z sali dłużyła się i dłużyła. W końcu łysawy mężczyzna skręcił w stronę jednych z drzwi. Weszliśmy do środka jakiejś operacyjnej sali... chociaż sam nie wiem, nie znam się.
-Ja jej nic nie zrobiłem prze-pana! Nawet bym jej nie tknął! Po prostu pokłóciła się z jedną z moich... znajomych - zapewniałem go gorączkowo, kładąc delikatnie Laurę na pryczę. Ciało dziewczyny ani drgnęło. Po zrobieniu wszystkiego co w mojej mocy ukucnąłem obok brunetki i wziąłem jej malutką, kruchą oraz bladą dłoń w swoją. Lekarz w tym czasie zaczął gorączkowo robić wszystkie potrzebne badania. Co ja jej zrobiłem?! Mała miała całe życie przed sobą, a ja przez moje bezczelne i dziecinne zachcianki to wszystko spieprzyłem! Mogła mieć cudowne życie i się nim cieszyć! A ja to spieprzyłem...
-Spieprzyłem!!!- wściekły sam na siebie, ryknąłem na cały szpital waląc pięścią o lodowatą posadzkę. No i proszę! Moja chwila słabości nadeszła...łzy.. to ich się przez całe życie bałem najbardziej.
-Chłopie... będzie dobrze... zobaczysz...- czyj to głos? A co najważniejsze... czyja to ręka klepie mnie w pocieszającym geście po plecach?! Przecież doktor Grover stoi koło Lau i ją bada. Eee... jak on stoi tam... to kto stoi za mną?! Starłem słone łzy z policzków, po czym podniosłem się z klęczek. Spojrzałem na tą osobę... Mojej miny określić słowami na pewno się nie dało...



Hejka kochani, dzisiejszy rozdział napisała dla was Patata Ciastko:** Ja niestety nie mam weny :( Ostatnio mam dużo na głowie, i nie mam czasu :( Ale troszeczkę napisałam, ale jednak bardzo mało :( Proszę komentujcie :)
                                                                                              #Wiktoria Lynch#
Hejcia! Mam nadzieje że się podoba :D Mały poślizg... wiemy, ale tak jakoś wyszło.
Razem z pokemonem :* prosimy o komentarze :) Także... motywujcie nas kochani :D
Jakbyście mieli ochotę zapraszam :
http://story-of-two-amazing-people.blogspot.com/ 
                                                                                             Patata Ciastko:**


sobota, 10 maja 2014

HEJKA!!!!!

Hejka!!! Słuchajcie tu #Wiktoria Lynch# mam do was prośbę, bo mam jeszcze jednego bloga i nikt na niego nie wchodzi i może macie ochotę............ Tu macie link: www.lynchowie.blogspot.com Piszę to ponieważ nikt nie komentuje :((( Oczywiście tamtego bloga :(((( Zapraszam!!!! Proszę wchodźcie i komentujcie!!! A rozdział pojawi się może jutro :) Kocham was <3
                                                                                                      #Wiktoria Lynch#

środa, 7 maja 2014

ROZDZIAŁ 8

Gdy byliśmy już na miejscu weszłam do środka, a za mną Ross. Idąc korytarzem słyszałam jak rodzice kłócą się w kuchni, więc postanowiłam po cichutku pójść do swojego pokoju. Gdy byliśmy już z Rossem w moim królestwie wyciągnęłam walizkę, otworzyłam garderobę i zaczęłam się pakować. Ale jeszcze rozejrzałam się po moim pokoju:
Blondyn stojąc niedaleko mnie, przypatrywał mi się z uwagą. Trochę mnie to krępowało, więc po jakimś czasie zwróciłam się do niego:
- Czemu się tak na mnie patrzysz? - w moim głosie dało się wyczuć nutkę skrępowania. Blondyn jakby się dopiero ocknął, zaczął powoli do mnie podchodzić. Spanikowana odwróciłam wzrok w stronę mojej walizki. Czym bardziej czułam zapach jego perfum tym bardziej moje serce zaczęło łomotać.
- Co się dzieje? Boisz się mnie? - zapytał, kiedy znalazł się przy mnie.
- N-nie - jąkałam się lekko przestraszona. Nie wiem czemu się go bałam.
- Hej, nic ci przecież nie zrobię - szepnął mi w ucho, i odwrócił mnie do siebie. Spojrzałam mu w oczy, a on zaczął się do mnie przybliżać i kiedy musnął moje usta, cały strach się ulotnił. Zaczęliśmy się namiętnie całować, po chwili chłopak złapał mnie za uda i podniósł do góry, a ja owinęłam swoje nogi wokół jego tali, i cały czas mnie całując położył mnie delikatnie na łóżko, a sam położył się na mnie, już łapał za dół mojej bluzki, kiedy do mojego pokoju weszli rodzice. Ross oderwał się ode mnie gwałtownie po czym wyprostował się niczym sztacheta w płocie. Ja za to stanęłam za blondynem trzęsąc się lekko z obawą przed reakcją rodziców.
- Co tu się wyrabia!?-Wrzasnął mój ojciec.-Stałem po twojej stronie a ty?! A ty rzucasz się w ramiona jakiegoś tępego blondyna?! Mam cię dość! Wynoście się stąd!-W kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Słone łzy. Ojciec, który mimo swojej cholernej pracy interesował się mną bardziej niż matka, chce mnie teraz wyrzucić z domu. Przez co? Przez to, że nie chciałam się przespać z jakimś obcym dwudziestoczteroletnim oblechem! To okropne, jak moja własna matka swoimi durnymi urojeniami spieprzyła mi życie! Wyszłam zza pleców Rossa i podeszłam do ojca.
-Myślałam że chociaż tobie odrobinę na mnie zależy! Ale widzę, że dla ciebie się nic nie liczy! Nawet własny wnuk!-Wygarnęłam ojcowi prosto w twarz. Kątem oka zauważyłam chytry uśmieszek mojej matki. Co to ma wszystko znaczyć do cholery?!
-Widzisz kotku...-Wymruczała kobieta spoglądając na mężczyznę.-Mówiłam ci że ona zawsze jest taka pyskata. Tylko jak ty jesteś w domu udaje aniołka. To jest niegodziwa bezwstydnica.-Mogę przyrzec że moja twarz zrobiła się czerwieńsza od samego pomidora. Gdyby nie Ross rzuciłabym się na nią z pazurskami. Rodzice wciąż patrzyli się na nas z obrzydzeniem jak i zaciekawieniem.
-Nie warto Lau... Nie warto...- szeptał blondyn podczas gdy ja siłowałam się z jego umięśnionym ramieniem.-Masz wszystko? - przestałam się szarpać, przez co chłopak zluźnił uścisk. Przytaknęłam lekko głową na jego pytanie, po czym odwróciłam się do rodziców.
-Tak jak pragnęłaś już od dawna... wyprowadzam się stąd.-Zwróciłam się do rozpromienionej matki. Byłej matki. Zaś ojcu posłałam spojrzenie pełne bólu i smutku.-Myślałam że chociaż ty mnie kochałeś.-Wyszeptałam z oczami pełnymi łez. Ross widząc, iż nie jestem w stanie się ruszyć z miejsca, objął mnie lekko i odciągnął od ludzi, którym zawdzięczam te nędzne życie. Nie zdążyłam się obejrzeć, a już szłam z Rossem ramię w ramię przez miasto. Jak na chłopaka przystało ciągnął za sobą moją walizkę. Spojrzałam na jego twarz. Wydawała się być zamyślona, a nawet bardzo. Jego oczy skierowane były na jakiś daleko oddalony punkt przed nami.
- Ty mnie kochasz? - zapytałam wyrywając chłopaka z zamyślenia. Ten zaś spojrzał na mnie zdziwiony.
- Przecież wiesz, że cię kocham.........was kocham - dodał po chwili i zatrzymał się, po czym mnie pocałował. Odwzajemniłam gest. Chwilę potem dalej wędrowaliśmy do jego domu.

*Oczami Rossa*
Laura wydawała się być zamyślona i smutna. W końcu się jej nie dziwię. Tacy rodzice to jakaś masakra! Nie wiem jakim cudem ona mogła z nimi wytrzymać pod jednym dachem. Chociaż... ja też nie miałem przecież lekko. Chyba los nas dobrze dobrał. 
-To tutaj.-Oznajmiłem dziewczynie uśmiechając się nieśmiało. Nieśmiało? Co się ze mną dzieje?! Ja nieśmiały przy dziewczynie?! Laura zachichotała pod nosem.
-Przecież już tu byłam. Nie pamiętasz?-Chichotała, lecz nagle coś musiało przejść jej przez myśl, ponieważ jej wyraz twarzy spoważniał. Patrząc w jej oczy dojrzałem niepewność przeplataną ze smutkiem.- Nie pamiętasz?-Powtórzyła szeptem. W kącikach jej oczu ujrzałem łzy. Dopiero wtedy domyśliłem się o co jej chodzi.
- Cooo? To nie tak! Ja nic nie piłem! Pamiętam wszystko!
- Przysięgasz? - zapytała łamliwym głosem.
- Tak, przysięgam. Pamiętam każdy dotyk i pocałunek, to była najlepsza noc w moim życiu - powiedziałem i ją pocałowałem, tak jak jeszcze nigdy. W ten pocałunek wlałem wszystkie emocje jakie mną szargały, i kiedy się od siebie oderwaliśmy powiedzieliśmy jednocześnie:
- Wow - nic więcej z siebie nie wykrztusiliśmy tylko weszliśmy do środka. Już w korytarzu moją twarz ogarnął przyjemny zapach papierosów... Chwila! Przecież... kobiety w ciąży nie powinny wdychać tytoniu. Cholera! Nie pomyślałem o tym!
-Lau... - Gdy dziewczyna zwróciła ku mnie swój wzrok kontynuowałem - Zostań tu. Zaraz przyjdę muszę coś załatwić. Usiądź sobie. Zaraz będę. - zapewniłem ją, po czym ucałowałem jej zarumieniony polik. Gdy dłonią musnąłem jej drugi policzek dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie. Ruszyłem w stronę salonu, gdzie zapewne siedziała reszta chołoty. Wszedłem do środka, a tam aż szaro od dymu.
- Jezu, ale nadymiliście!!!! Kurwa, a ja muszę wam coś powiedzieć!!!! - wydarłem się na całe gardło.
- Co się stało?! - zapytała Maia ( Jest w bohaterach :D )
- Od tej pory nie ma libacji i palenia papierosów w domu!!!! Rozumiecie?! - krzyczałem dalej.
-  A co w ciąży jesteś? - zapytała Maia ze śmiechem.
- Ja nie, ale moja dziewczyna TAK - powiedziałem zły a Maia która teraz piła właśnie piwo, wypluła ciecz na podłogę.
- Ale jak to, będziesz wychowywał cudzego bachora?! Oszalałeś!!! - piszczała wściekła Maia.
- To nie jest bachor, tylko dziecko, i nie jest cudze tylko moje!!!! - krzyknąłem zdenerwowany.
- Jak to? Ty będziesz miał dziecko? - zapytała zdziwiona a jednocześnie oburzona brunetka.
- Tak, a teraz ten dym wykurzyć stąd, i ten alkohol, bo od tej pory moja dziewczyna i nasze dziecko, które jest w drodze będą mieszkali z nami!!! - wrzeszczałem, a oni wszyscy otworzyli buzie ze zdziwienia. Jake jako pierwszy ogarnął się z szoku i podszedł do mnie.
-A jeśli się nie zgodzimy to co? - czy mnie oczy mylą czy on mi się właśnie stawia? Ojj nie.... tak być nie może. Jak na szefa przystało, wypiąłem dumnie swoją pierś i spojrzałem na upitego chłopaka.
-Chcesz się przekonać? - W tej chwili podszedł do nas Mike. A raczej podszedł od tyłu do Jake'a chwytając go za ramię, jednocześnie szepcząc mu:
-Daj spokój. Chodź. - mięśnie rozjuszonego Jake'a napięły się, a chwilkę potem odepchnęły szatyna (Mike'a) na odległość paru metrów. Co jak co ale alkohol zawsze na niego źle działa.
-To też nasz dom i my też mamy prawo mieć zdanie! - warknął Jake podchodząc jeszcze bliżej do mnie. Teraz już czułem jego cuchnący alkoholem oddech. Odepchnąłem go jak najprędzej od siebie.
-Chyba zapomniałeś o tym że to JA tu jestem szefem i to Ja decyduje co i jak. A tak po za tym to cuchniesz jak pies! - Jake po raz kolejny zmierzył go wściekłym spojrzeniem. I wtedy się zaczęło....


Heja!!! Co tam kochani? Wiem rozdział jest trochę późno, ale mam nadzieję, że wam się spodoba, ponieważ to pierwszy rozdział napisany z Patata Ciastko:*
                                                                                                      #Wiktoria Lynch#
Witam kochani! Mam nadzieje, że rozdzialik przypadł Wam do gustu :)
Ps: Komentujcie, obserwujcie, dawajcie głosy w sondach... bo to daje kopa! xD
                                                                                                              Patata Ciastko:*
                                                                                                   

poniedziałek, 5 maja 2014

HEJKA MISIAKI !!

Witam Was wszystkich!
Od  razu przejdę do konkretów.....a więc......od dziś pomagam #Wiktorii Lynch# w prowadzeniu bloga!
Zaskoczeni? Szczerze ja bardzo! Nie spodziewałam się tego po sobie xD
Mam nadzieję, że spodoba się Wam owoc naszej współpracy :)
Ps: Komentujcie! To naprawdę pomaga!!
Pozdrawiam i życzę miłego czytania!!



Patata Ciastko :**


Heja!!! Jak widzicie wyżej, to od dziś już nie jestem tu sama :) Cieszę się z tego, ponieważ wiem, że będzie nam się razem dobrze pracowało bo Patata Ciastko :** Jest super dziewczyną :) I tak jak pisze wyżej KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ :)

                                                                                                               #Wiktoria Lynch#

sobota, 3 maja 2014

ROZDZIAŁ 7

*Oczami Laury*
Obudziłam się na łóżku ginekologicznym, tylko co ja tu robię. Chwilę potem zauważyłam jak do gabinetu wchodzi moja mama, a za nią........Ross. O NIE!!!!
- Jak mogłaś się przespać z jakimś chłopakiem?! - zaczęłam na mnie krzyczeć. Acha, czyli Ross jej nie powiedział, że to z nim się przespałam.
- Niech pani na nią nie krzyczy!!! Ona nie może się denerwować!!! - krzyknął zły Ross. O co mu chodzi, dlaczego nie mogę się denerwować.
- Nie obchodzi mnie to!!! - krzyczała moja mama - Mogła się nie puszczać z jakimś fagasem!!! A w ogóle co cię to obchodzi, nawet jej nie znasz!!!! - krzyczała dalej, a ja się bałam odezwać.
- A tu się pani myli, bo ją znam i to ja jestem tym ,,fagasem'' z którym ona się przespała, więc jestem także ojcem tego dziecka, i nie życzę sobie, żeby pani ją denerwowała!!! - krzyknął Ross, a ja zdziwiona zapytałam:
- Jakiego dziecka? - lecz nie uzyskałam odpowiedzi.
- Co? To ty się z nią przespałeś, i jeszcze śmiesz na mnie krzyczeć, ty pewne nawet nic do niej nie czujesz!!! - krzyknęła moja mama.
- Dla pani wiadomości ja kocham ją i nasze dziecko!!! - wykrzyczał Ross.
- Jakie dziecko do cholery?! - krzyknęłam ja zła.
- Jesteś w ciąży - powiedziała spokojniej moja mama, a mnie zamurowało - Podziękuj tej blondyneczce, a  jeżeli go nie usuniesz - tu wskazała na mój brzuch - nie chcę cię widzieć na oczy!!! - wykrzyczała mi w twarz, a ja i Ross spojrzeliśmy na nią zaszokowani. Jezu jestem w ciąży, ale nie mogę usunąć tego dziecka, muszę sobie poradzić.
- Ja nie usunę tego dziecka - powiedziałam spokojnie, a po moich policzkach spłynęły łzy, zauważyłam jak moja mama kipiąc złością wychodzi i jak Ross wzdycha z ulgą.

*Oczami Rossa*
Cieszę się, że Lau nie usunie naszego dziecka, może i jestem chuliganem, ale też mam uczucia. Podszedłem do Laury, która płakała i ją przytuliłem, a ona wtuliła się we mnie jak w misia.
- Co ja teraz zrobię? - zapytała Lau - Nawet nie mam gdzie się podziać - łkała.
- Zamieszkasz u mnie - powiedziałem pewnie.
- Ross, ja wiem teraz chcesz dobrze, ale to ci się znudzi i mnie zostawisz....- zaczęła, ale przerwałem jej pocałunkiem ona go odwzajemniła.
- Przyrzekam, że wy mi się nigdy nie znudzicie, zamieszkaj ze mną będzie dobrze - poprosiłem i delikatnie dotknąłem jej brzucha.
- Dobrze - odpowiedziała i znowu mnie przytuliła.
Tą chwilę jednak przerwał lekarz, który wszedł.
- O widzę, że się obudziłaś - powiedział dość radośnie - Gdzie się podziała twoja mama? Muszę z nią ustalić który lekarz będzie prowadził twoją ciążę - dokończył.
- Moja mama nie chce mnie widzieć, więc ja wszystko z panem ustalę - powiedziała spokojnie Lau, a lekarz skinął głową na potwierdzenie.

*Oczami Laury*
- No więc kto ma prowadzić twoją ciążę? - zapytał lekarz.
- No ja bym chciała, żeby pan - powiedziałam.
- No więc załatwione - powiedział - Tu masz kartę ciąży i możecie iść do domu.
- Dziękuję. Do widzenia - powiedziałam i razem z Rossem opuściliśmy gabinet i skierowaliśmy się do mnie do domu po rzeczy..........


Heja!!! I jest rozdział, nie jest za ciekawy, mnie się nie podoba, ale cóż życie :)
                                                                                                     #Wiktoria Lynch#

piątek, 2 maja 2014

ROZDZIAŁ 6

- Jak to moja córka nie jest dziewicą?! - zaczęła krzyczeć - To jakaś pomyłka!!!
- Niestety, to nie jest pomyłka. I niech pani się uspokoi, bo panią wyproszę - odpowiedział spokojnie lekarz.
- Mamo, mówiłam ci, nie wierzyłaś, to teraz nie krzycz - powiedziałam spokojnie.
- Porozmawiamy w domu - powiedziała do mnie, i zwróciła się do lekarza - Do wiedzenia.
- Do widzenia - odpowiedział lekarz, a my z mamą wyszłyśmy z gabinetu i skierowałyśmy się do wyjścia, a kiedy już wyszłyśmy, to na parkingu przed gabinetem ginekologicznym zauważyłam Rossa z kolegami. Modliłam się aby mnie nie zauważył, ale ja zawsze mam nieszczęście i chłopak spojrzał w moją stronę, był zdziwiony, że byłam u ginekologa. Już miał do mnie podchodzić ale zauważył moją mamę i się wycofał, ale posłał mi spojrzenie mówiące ,,Musimy porozmawiać", odwróciłam wzrok, i nagle zrobiło mi się słabo, a potem już była tylko ciemność.

*Oczami Rossa*
Umówiłem się z Jakiem i Mikiem przed gabinetem ginekologicznym nie wiem dlaczego tak strasznie im na tym zależało, że dzwonili i powiedzieli, że szybko mam się tam zjawić. Nie miałem ochoty na nic po tym jak Lau dała mi kosza, ale postanowiłem że pójdę i sprawdzę co się stało. Kiedy byłem na miejscu chłopacy tam stali i o czymś gadali, więc podszedłem do nich i zapytałem:
- Hejka, co takiego się stało?
- No, bo wiesz, podoba ci się ta cała Marano, i właśnie mówiłeś, że się z nią przespałeś......- powiedział Mike, tak powiedziałem im, w końcu to moi przyjaciele.
- No tak, ale streszczajcie się bo nie chce mi się tu stać, a w ogóle po co pod gabinetem ginekologicznym? - zapytałem nic nie rozumiejąc.
- Bo chodzi o to, że chodziliśmy z Jakiem i właśnie byliśmy tutaj, kiedy zauważyliśmy jak Laura wchodzi do ginekologa z jakąś panią - powiedział, a mnie zamurowało, co ja zrobię jak ona będzie w ciąży? - pytałem sam siebie w myślach.
- Boże, a co jak ona......- nie dokończyłem, ponieważ zauważyłem jak Laura wychodzi od lekarza speszona, już miałem do niej podchodzić kiedy wyszła za nią jej mama, strasznie zła, ale Lau nagle przystanęła i zemdlała. Jej mama nawet nie zauważyła, więc ja zacząłem biec w stronę dziewczyny. Kiedy dotarłem krzyknąłem za jej mamą:
- Niech pani poczeka!!!
Ona odwróciła się, ale kiedy zobaczył, że Laura leży na ziemi a ja się nad nią pochylam, podbiegła i zapytała:
- Co się stało?!
- Nie wiem, nagle zemdlała - powiedziałem zdenerwowany.
- Trzeba ją zanieść do lekarza - powiedziała zdenerwowana mama Lau.
- Ja to zrobię - powiedziałem i podniosłem dziewczynę z ziemi, była lekka jak piórko. Kiedy weszliśmy do środka mama Laury zaczęła krzyczeć:
- Niech ktoś pomoże moja córka zemdlała!!!
Nagle podbiegł do nas lekarz, a za nim pielęgniarki które kazały położyć mi Lau na łóżku więc to zrobiłem.

*Narrator*
Kiedy badali Laurę Ross i mama brunetki zostali wyproszeni na korytarz.
*godzinę później*
Siedzieli i nie odzywali się, aż lekarz wyszedł z sali i powiedział:
- Tak jak mówiłem, pani córka nie jest dziewicą....i już się wybudziła, ale jest jeszcze jedna sprawa.......zrobiliśmy pani córce badanie krwi i wyszło, że jest w ciąży, lecz jest to bardzo wczesna ciąża, czyli nic by nie wyszło na USG i na teście ciążowym też.

*Oczami Rossa*
Nie mogłem w to uwierzyć, zostanę ojcem. Ja nie jestem jeszcze na to gotowy, to nie jest moja bajka. Boże, ale przecież nie mogę zostawić tak Lau, muszę jej pomóc, oczywiście jeśli mi pozwoli.


Hejka!!! Wiem rozdział znowu nudny i jeszcze w dodatku krotki, mi się nie podoba :( Ale cóż, mam grypę i staram się, ale nie wychodzi mi to za dobrze :( Next już niedługo :)